wracam do domu po własnych śladach. wiatr wsypuje w oczy zamarznięty piasek erodowanej wciąż uparcie skały czasu. gdzie jest dom, w którym mieszkały słowa? dokąd poszły, kiedy ściany rozebrały się z tapet i przy byle porywie postradały sufit? gdzie mam znaleźć to wykrzyczane kiedyś echo obietnic, które farbowało spojrzenia i skórę na niebiesko; teraz tylko kości i aż do krwi, szaro i biało, i jeszcze tylko czasem faktura przypomina zapomniany kolor.